Przed wieloma laty, zamiast dzwonków do drzwi, używano kołatek, to jest specjalnych zawieszek, umożliwiających głośne zastukanie do wrót wejściowych. Obecnie, ,,urządzonko” to montowane jest głównie w celach dekoracyjnych. Bywa, że specjalnie jest unieruchamiane, by jedynie zdobić, a nie służyć do zapowiadania czyjejś wizyty.
Kołatanie, dawniej, nagłaśniało obecność człowieka u wrót. Po tak donośnym stukaniu do drzwi, zwykle, otwierała się w nich niewielka klapka (był to taki współczesny wizjer), przez którą sprawdzano prominencję gościa i upewniano się, czy bezpiecznie można wpuścić go do domostwa. Ponieważ dzwonki do drzwi nie istniały, a posesja, zwykle, była dość rozległa, kołaczącego podróżnego musieli usłyszeć wszyscy gospodarze. W bogatszych domach, do wprowadzania oraz anonsowania nowo przybyłych ludzi, służył odźwierny, a z upływem czasu – kamerdyner.
Kołatkę umieszczano na drzwiach głównych lub na furcie. Składała się ona z dwóch części: głowicy (nierzadko produkowanej w postaci paszczy zwierzęcej lub ludzkiej twarzy) oraz obręczy, którą głownia ta podtrzymywała. Sztuka romańska i gotycka upowszechniły ów sprzęt – zwano go wówczas antabą.
Słowo antaba vel hantaba (z języka niemieckiego die Handhabe – rękojeść) określało również metalowy uchwyt, stosowany na skrzyniach, kufrach, kutych walizach. W staropolskiej mowie, na kołatki takowe, mówiło się ,,dzierżak” – od dzierżenia, chwytania i podnoszenia za nie ciężkich pudeł czy pakunków.