„Na schody wchodzi się przodem, bowiem tyłem i bokiem jest niebywale niewygodnie. Naturalna pozycja jest stojąca, ręce zwieszone, głowa prosto,nie na tyle jednak, aby oczy nie widziały wyższych stopni niż te, po których się stąpa, a oddychać trzeba powoli i rytmicznie”- radzi argentyński pisarz Julio Cortazar w felietonie „Wchodzenie po schodach- instrukcja”.
W pułapce absurdów
Felieton rozpoczyna się od spostrzeżenia, iż zapewne każdy zauważył, że często podłoga załamuje się w ten sposób, „że część jej ustawiona jest pod kątem prostym do jej powierzchni, następnie zaś inna jej część równolegle do tejże podłogi, aby umożliwić ustawienie nowego kawałka prostopadłego, a cała rzecz powtarza się spiralnie lub w linii łamanej do najrozmaitszych wysokości”. Dalej Cortazar podkreśla, że „schyliwszy się i umieściwszy rękę lewą na części pionowej, prawą zaś na części poziomej, człowiek staje się krótkotrwałym posiadaczem schodka, czyli stopnia”. Kontynuuje, że „każdy z tych stopni, składający się, jak widać, z dwóch elementów, znajduje się odrobinę wyżej i odrobinę dalej niż poprzedni, która to zasada nadaje schodom sens, jako że każda inna kombinacja wytworzyłaby formy może piękniejsze i bardziej malownicze, lecz niezdolne do przenoszenia nas z parteru na piętro”. Dodaje, że wchodzenie na schody tyłem i bokiem jest niebywale niewygodne, więc wchodzi się na nie przodem. Naturalną pozycją jest pozycja stojąca. Ręce powinny być zwieszone, głowa prosta, ale nie na tyle, „aby oczy nie widziały wyższych stopni niż te, po których się stąpa, a oddychać trzeba powoli i rytmicznie”. Żeby wejść na schody, „trzeba zacząć od podniesienia prawej dolnej części ciała,opakowanej prawie zawsze w skórę albo zamsz, niemalże bez reszty mieszczącej się na schodku”. Gdy wymieniona wyżej część ciała, „którą dla uproszczenia nazwiemy nogą, zostanie umieszczona na pierwszym stopniu, należy umieścić odpowiadającą jej lewą część (również zwaną nogą, nie mylić z uprzednio wymienioną), po czym uniósłszy ją tak, ażeby noga spoczęła na drugim stopniu, przenieść całe ciało aż do umieszczenia nogi na następnym stopniu, na którym znowu spocznie noga, podczas gdy na pierwszym jeszcze spoczywa noga”. Dalej Argentyńczyk zauważa, że: „(Pierwsze stopnie są zawsze najtrudniejsze aż do chwili zdobycia nieodzownej koordynacji ruchów. Koincydencja nazwy między nogą a nogą utrudnia nieco instrukcję. UWAGA: nie podnosić równocześnie nogi i nogi.). Dotarłszy tym sposobem do drugiego stopnia, należy na zmienię powtarzać wyżej wymienione ruchy i w ten sposób znajdziemy się na najwyższym stopniu schodów. Schodzi się z nich bez trudności, przy pomocy lekkiego ruchu pięty, który wpiera ją w należne miejsce, ażeby nie ruszyła się aż do chwili, kiedy skończymy schodzenie”- zakończył.
Nietrudno się domyślić, że ta instrukcja to żart. Warto czasem patrzeć na porady z autoironią. Chodzi o to, by dbając o bezpieczeństwo i zdrowie, nie popaść w przesadę:)